Strona:PL Dostojewski - Wspomnienia z martwego domu.djvu/177

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

obecne porywa go w swój wir i owłada nim. Inaczej jest z uwięzionym. I tu jest wprawdzie życie — więzienne, katorżne; ale ktokolwiek jest katorżnik i na jakkolwiek długo jest zesłany, instynktownie nie może on uznać swego losu za coś stałego, istotnego, za część rzeczywistego życia. Każdy katorżnik czuje, nie u siebie w domu, ale jak gdyby w gościnie. Na dwadzieścia lat spogląda jak na dwa i jest głęboko przekonany, że i w pięćdziesięciu pięciu latach, po wyjściu z ostroga, będzie takim zuchem, jakim jest teraz w trzydziestu pięciu. — „Pożyjemy jeszcze, myśli sobie i uporczywie odpycha od siebie wszelkie wątpliwości i różne dręczące myśli. Nawet bezterminowi skazańcy, z osobnego oddziału, i ci nieraz cieszyli się nadzieją: a nuż nagle przyjdzie dekret z Petersburga: „wyprawić do Nerczyńska, do kopalni i naznaczyć termin“. Wtedy rozkosz: naprzód do Nerczyńska trzeba iść bodaj nie pół roku, a iść w partyi nierównie lepiej niż siedzieć w ostrogu. A potem dosiedzieć w Nerczyńsku, i wtedy.... I tak obliczał przyszłość nie jeden siwy już człowiek!
W Tobolsku widziałem przykutych do ściany. Siedzi na łańcuchu sążniowej długości i tuż ma przy sobie tapczan. Przykuto go za jakieś straszne wykroczenie, popełnione już na Syberyi. Siedzą tak na łańcuchu po pięć lat, siedzą i po dziesięć. Są to po większej części rozbójnicy. Jednego tylko widziałem