Strona:PL Dostojewski - Wspomnienia z martwego domu.djvu/171

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

zwyczajom, jednem słowem nie narzucać się im na bezwzględnego towarzysza. Odgadłem z pierwszego wejrzenia, że oni pierwsi wzgardziliby mną za to. Jednakże według ich pojęć (dowiedziałem się później o tem napewno) w każdym razie powinienem był przykładać w obec nich wagę do mego szlacheckiego pochodzenia, to jest pieścić się, uchylać się od ciężkiej pracy, okazywać swoją wyższość, pomiatać nimi, nadymać się na każdym kroku. Takim podług ich wyobrażenia powinien być szlachcic. Rozumie się, że łajaliby mię za to, ale w duszy poważaliby mię. Ale taka rola była nie dla mnie; nigdy nie byłem szlachcicem według ich pojęć; za to dałem sobie słowo żadnem ustępstwem nie poniżyć wobec nich ani mego wychowania, ani sposobu myślenia. Gdybym zaczął im pochlebiać, zgadzać się z nimi, żyć za panbrat, naśladować ich w różnych „przymiotach“, ażeby zjednać sobie ich względy — natychmiastby pomyśleli sobie, że robię to ze strachu, z tchórzostwa, i traktowaliby mię z pogardą. A-w nie mógł służyć za dowód przeciwny; chodził bowiem do majora i aresztanci bali się jego. Z drugiej strony nie chciałem zamykać się przed nimi w chłodnej i nieprzystępnej grzeczności, jak to czynili Polacy. Bardzo dobrze wiedziałem teraz, że aresztanci pogardzają mną dlatego, że chciałem pracować, jak oni, że nie pieściłem się i nie okazywałem wobec nich wyższości; i chociaż miałem głębokie przekonanie, że