Strona:PL Dostojewski - Wspomnienia z martwego domu.djvu/116

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

dykolwiek na gorsze, wydaje się niemożliwą. U takich ludzi można być zawsze spokojnym. I ja jestem spokojny o Aleja. Gdzie to on jest teraz?...
Pewnego razu, już dość dawno po przybyciu do ostroga, leżałem sobie na narach i myślałem o czemś ciężkiem. Alej, zawsze pracowity i zatrudniony, tym razem niczem nie był zajęty, choć do snu było jeszcze za wcześnie. Ale mahometanie mieli wówczas jakieś swoje święto i nie pracowali. Alej leżał założywszy ręce na głowę i także o czemś myślał. Nagle spytał mię:
— Cóż, bardzo ciężko ci teraz?
Ciekawie objąłem go wzrokiem; dziwnem mi się wydało to nagłe prosto z mostu pytanie ze strony Aleja, zawsze delikatnego, rozważnego, rozumnego sercem; ale wpatrzywszy się uważniej, dostrzegłem w jego twarzy tyle tęsknoty, tyle męki wywołanej wspomnieniami, że natychmiast zrozumiałem, że to jemu samemu było bardzo ciężko w tej właśnie chwili. Wypowiedziałem mu mój domysł. Westchnął i smutnie się uśmiechnął. Lubiłem jego uśmiech zawsze czuły i serdeczny. Prócz tego, uśmiechając się, pokazywał dwa rzędy perłowych zębów, których piękności mogłaby mu pozadrościć najpiękniejsza kobieta na świecie.
— Co, Alej, tyś pewno myślał o tem, jak to u was w Dagestanie obchodzą to święto? Pewno tam dobrze?