Strona:PL Dostojewski - Wspomnienia z martwego domu.djvu/113

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

po ramieniu dobrodusznie, śmiejąc mi się w oczy. Nie mogłem z początku zrozumieć, co to miało znaczyć. Po rossyjsku zaś bardzo źle mówił. Wkrótce potem znowu podszedł ku mnie i uśmiechając się, po przyjacielsku uderzył mię po ramieniu. I potem znów jeszcze i znów jeszcze, i tak to powtarzało się przez trzy dni. Chciał on przez to wyrazić, jak się domyśliłem i dowiedziałem potem, że żałuje mnie, że czuje, jak mi ciężko zaznajomić się z ostrogiem, że chce okazać mi swoją przyjaźń, dodać mi ducha i zapewnić mię o swojej opiece. Dobry i naiwny Nurra!
Dagestańskich Tatarów było trzech; wszyscy rodzeni bracia. Dwaj z nich byli już w podeszłym wieku, ale trzeci, Alej, miał nie więcej nad dwadzieścia dwa lata, a z twarzy wydawał się jeszcze młodszym. Jego miejsce na narach było obok mnie. Twarz jego prześliczna, otwarta, rozumna, a zarazem dobrodusznie naiwna, odrazu pociągnęła ku niemu moje serce i niezmiernie rad byłem, że jego, a nie kogo innego los posłał mi za towarzysza. Cała dusza malowała się na jego pięknej, można powiedzieć, prześlicznej twarzy. W uśmiechu jego było tyle zaufania, tyle dziecinnej prostoty; wielkie czarne oczy były tak miękkie, tak uprzejme, że czułem zawsze szczególne zadowolenie, nawet ulgę w smutku i tęsknocie, patrząc na niego. Mówię to bez przesady. W Dagestanie starszy brat jego (miał pięciu starszych braci, z których dwaj