Strona:PL Dostojewski - Wspomnienia z martwego domu.djvu/103

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

dów takiej nieustraszoności, która dochodziła do zupełnej nieczułości, a niebyły to rzadkie przykłady. Szczególnie pamiętnem mi jest spotkanie z pewnym strasznym zbrodniarzem. Pewnego dnia letniego w izbach aresztanckich rozeszła się pogłoska, że wieczorem karać będą słynnego rozbójnika Orłowa, jednego z dezerterów, i po egzekucyi przyprowadzą do szpitala. Chorzy aresztanci, oczekując przybycia Orłowa, utrzymywali, że będzie srogo ukarany. Wszyscy byli niespokojni; a i ja, przyznać muszę, oczekiwałem zjawienia się strasznego rozbójnika z nadzwyczajnem zaciekawieniem. Oddawna już cuda o nim słyszałem. Był to zbrodniarz, jakich mało, który obojętnie zarzynał starców i dzieci; człowiek ze straszną siłą woli i z dumnem poczuciem tej siły. Przyznał się do wielu zabójstw i skazany był na pędzenie przez strój pod pałkami. Przyprowadzono go wieczorem. W izbie szpitalnej już było ciemno i zapalono świece. Orłów był prawie nieprzytomny, strasznie blady, z gęstymi, wzburzonymi, czarnymi jak smoła włosami. Grzbiet jego napuchły, miał krwawo-siną barwę. Całą noc chodzili koło niego aresztanci, zmieniali mu okłady, przewracali z boku na bok, dawali lekarstwo z taką troskliwością, jak gdyby był ich bliskim krewnym lub dobroczyńcą. Nazajutrz zupełnie oprzytomniał i przeszedł się parę razy po sali! Zdumiałem się: przybył bowiem do szpitala zbyt słaby i zmęczony, przebywszy od razu