Strona:PL Diderot - To nie bajka.pdf/63

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

b. — Masz, masz, czytaj; opuść ten wstęp, który nie ma znaczenia, i idź prosto do pożegnania, jakiem jeden z naczelników wyspy udarzył naszych podróżników. To ci da niejakie pojęcie o wymowie tych ludzi.
a. — W jaki sposób Bougainville zrozumiał to pożegnanie, wygłoszone w nieznanym mu języku?
b. — Dowiesz się. To starzec przemawia do niego.

II. Pożegnanie starca.

Był ojcem licznej rodziny. Za przybyciem Europejczyków, obrzucił ich wzgardliwem spojrzeniem, nie okazując ani zdziwienia, ani przestrachu, ani ciekawości. Podeszli ku niemu; odwrócił się plecami i odszedł do chaty. Milczenie i troska odsłaniały aż nadto jego myśl: wzdychał sam w sobie nad minionymi pięknymi dniami swego kraju. Przy odjeździe Bougainville’a, podczas gdy mieszkańcy cisnęli się tłumnie na brzegu, czepiali się odzieży cudzoziemca, ściskali jego towarzyszy i płakali, starzec ów wysunął się z surową twarzą naprzód, i rzekł: „Płaczcie, nieszczęśliwi mieszkańcy Otaiti! płaczcie, ale niechaj to będzie z powodu przybycia, a nie odjazdu tych złych i ambitnych ludzi. Przyjdzie dzień, iż poznacie ich lepiej; pewnego dnia, powrócą, uzbrojeni w ten kawałek drzewa, który widzicie oto u pasa jednych, z tem żelazem w dłoni, które wisi u boku drugich, aby was zakuć w łańcuchy, mordować was, lub uczynić niewolnikami