Strona:PL Diderot - To nie bajka.pdf/179

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Wszystko jakby się spiknęło na tego nieboraka.
— Zbliża się, poznaje żonę, wydaje krzyk. Pytają kto jest ten człowiek. Z pośród tłumu odzywa się niewczesny głos (był to głos proboszcza parafii): „to morderca tej kobiety“. Desroches dodaje, łamiąc ręce, wydzierając sobie włosy: „Tak, tak, jestem nim, jestem“. Natychmiast, tłum skupia się koło niego; obsypują go zniewagami, zbierają kamienie; i, gdyby paru zacnych ludzi nie ocaliło go od wściekłości rozjuszonego motłochu, byłby został na miejscu.
— A jakie było jego postępowanie w czasie choroby żony?
— Bez zarzutu. Zwiedziony, jak my wszyscy, przez panią de la Carlière, która ukrywała innym swój bliski koniec, a być może nie przeczuwała go i sama...
— Rozumiem; stał się, mimo to, barbarzyńcą, okrutnikiem...
— Dziką bestyą, która utopiła stopniowo sztylet w piersi niebiańskiej kobiety, swej żony i dobrodziejki; człowiekiem który pozwolił jej zginąć nie pokazawszy się, nie dawszy najmniejszego znaku troskliwości i współczucia.
— I to za to, iż nie wiedział tego co mu ukrywano.
— I czego nie wiedzieli nawet ci, którzy z nią żyli najbliżej.
— I którzy mogli ją widywać codzień.
— Właśnie; i oto czem jest sąd ogółu o naszych prywatnych uczynkach; oto, jak drobny błąd...