Następnie, przechodząc całe śledztwo, wykazał mu, jasno jak na dłoni, że dowody były równie bezpodstawne jak wyrok niesprawiedliwy. Desroches, drżąc na całem ciele, zrywa się, drze na sobie togę sędziowską, i wyrzeka się na zawsze niebezpiecznej funkcyi wyrokowania o życiu ludzkiem. I oto kogo nazywają waryatem! Człowieka, który zna samego siebie, i lęka się pokalać suknię duchowną złymi obyczajami, lub też splamić ręce krwią niewinnego.
— Bo takich rzeczy się nie wie.
— Kiedy się nie wie, trzeba milczeć.
— Ale, aby milczeć, trzeba się mieć na baczności.
— A cóż szkodzi mieć się na baczności?
— To, iż odmawia się wiary dwudziestu ludziom których się szanuje, dla jednego którego się zna.
— Och, drogi panie, nie żądam tylu ręczycieli, kiedy chodzi o to aby uwierzyć w dobre!
— Ale w złe?...
— Dajmy temu pokój; odciągasz mnie od przedmiotu i drażnisz mnie. Trzebaż było jednak czemś być. Desroches kupił dowództwo kompanii.
— To znaczy, porzucił rzemiosło skazywania na śmierć bliźnich, aby ich zabijać zgoła bez żadnego procesu.
— Nie rozumiem jak można żartować z podobnych rzeczy.
— Cóż chcesz? jesteś smutny, a ja wesoły.
— Aby ocenić wartość gadań publiczności, trzebaby znać dalszy ciąg jego dziejów.
— Poznam go, jeśli zechcesz.
— To będzie długie.
Strona:PL Diderot - To nie bajka.pdf/155
Ta strona została uwierzytelniona.