Strona:PL De Montepin - Zbrodnia porucznika.pdf/84

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

łem konia, postarałem się nie bez trudności wprawdzie o dwóch żydów, którzy mi mocno wyglądają na łotrów, ale którzy znają wybornie okolice, włożyłem do olster dobre pistolety; wyjechałem i jak widzisz, dobiłem do portu nie spotkawszy ani kawałka beduina, co dowodzi raz jeden więcej niezaprzeczonej prawdy pomieszczonej w słowach klasyka: Audaces fortuna juvat!
— A jednak, mój kochany, — odparł Marceli, — wystawiałeś się z niewybaczona nieostrożnością na niebezpieczeństwo wielce realne, wielce prawdopodobne i to takie, że drżę o ciebie na samą myśl o tem!...
— Jakto, czyż beduini tak mordują!
— Codziennie kilku naszych żołnierzy, którzy zapuścili się zbyt daleko, znajdują zabitych lub rozstrzelanych. Bebuini i Kabyle ucinają im głowy i zabierają z sobą, nie robiąc sobie nawet ambarasu wrzucenia ciał w krzaki lub zarośla.... Dzicy ci i nieubłagani wrogowie krążą dniem i nocą dokoła naszych przednich straży, używając na wzór twej klasycznej cytacyi: Querenf leo quem devoret! Tylko, że to nie do lwa należałoby ich porównać!... raczej chyba do tygrysa, do jaguara, do pantery!...
— A! mój kochany chłopcze, Algier jest zdobyty, ale bynajmnie nie jest ujarzmionym!... I kto wie kiedy nim będzie?
— Czyż jesteś zniechęconym?
— Nie, bez wątpienia... ale drżę, myśląc o długim chrzcie krwi, którą zlać trzeba będzie ziemię afrykańską! Gdyby to moja tylko krew miała popłynąć, wierzaj mi, nie drżałbym....
— Jednakże wierzysz w przyszłość tej zdobyczy?
— Z pewnością! Trzeba by było być bezrozumnym, aby wątpić o tej przyszłości! Tylko, że zanim Algier będzie ujarzmionym całkowicie, upłynie czasu niemało i niemało kości naszych dzielnych żołnierzy bielić będzie na ziemi, użyźnionej krwią ich! Daruj mi, że cię witam temi złowieszczemi słowy, mój drogi Jerzy, ta myśl, żeś się narażał na takie niebezpieczeństwo straszne napędziła mi do głowy wszystkie te czarne poglądy.... A teraz starać się będę o ile w mojej możności spełnić obowiązki gościnności, którą pragnąłbym uczynić ci przyjemną.... Musisz być zmęczony podróżą i gorącem....
— Podróżą, nie; gorącem, tak....
— Pić ci się chce, nieprawdaż?
— Tak jakbym od dwóch tygodni nie miał kropli żadnego napoju w ustach... natomiast połknąłem kurzu niemało... kurzu bez liku.
— Nie mogę ci wcześniej przyrzekać chłodu jak za dobrą dopiero godzinę, kiedy mgła morska nastanie.... Ale napić się możesz natychmiast...
Marceli w wielką czarę polewaną glinianą o arabskich rysunkach wlał nieco cytrynowego soku, wrzucił cukru, a następnie napełnił tę czarę wodą przechowywaną w dużem naczyniu z gliny porowatej wielce podobne z kształtu do naczyń maurytańskich i lemoniadę tę podał Jerzemu, który ją wypił chciwie.
— No i cóż o niej mówisz? — spytał Marceli z uśmiechem.
— Przewyborna i niemal mrożona! — odparł Prowansalczyk. — A! mój drogi, co to za rozkoszne wrażenie! Taki napój dla gardła spieczonego na afty kańskich piaskach; to lepsze niż sorbety samego Tortoniego. W tej chwili nie czuję już najmniejszego znużenia, to mnie orzeźwiło od stóp do głowy!
— W takim razie możemy gawędzić....
— Spodziewam się, boć nie po co innego przybyłem do Afryki....
— Naprzód proszę cię, powiedz mi cokolwiek o moim ojcu.... Nie pisze do mnie... Czy dotąd jest jeszcze w Tulonie?
— Nie. Wyjechał już od miesiąca, ukończywszy poprzednio, dzięki twemu pełnomocnictwu, wszystkie sprawy sukcesyi. Poodnawiał kontrakty z dzierżawcami; osadził administratora w willi Labardès... Nakoniec zrobił w twem imieniu akt kompletnego wejścia w posiadanie.... Pośród wszyskich tych zajęć i całego ich chaosu był rozpromienionym, zachwyconym widocznie... nigdym nie widział weselszej żałoby; co nie przeszkadzało mu jednak ilekroć w obec niego wymówiono imię nieszczęśliwego stryja twego, wzdychać ciężko i przysłaniać ręką oczu, ku otarciu łez... Rękę widziałem, ale winienem wyznanie w prawdzie, łez nie widziałem nigdy... uważam je wszakże za połknięte i jako takie tobie podaję.... Człowiek to dobry zresztę i bardzo zacny ten twój ojciec; tylko, między nami mówiąc, zdaje mi się, że ten wielki majątek, którego używalność tak nagle mu przyznana, zawrócił mu trochę głowę....
— Co ty chcesz?... mój ojciec zaznał niedostatek... po dziś dzień żyć był zmuszony pośród oszczędności graniczącej niemal ze skąpstwem. Pojmuję, że w pierwszej chwili bogactwo go upaja... ale to przejdzie szybko....
— Jeśli jego upaja to ciebie pozostawia niezwykle chłodnym, drogi mój Marceli.
— A cóż może obchodzić mnie czym bogaty lub ubogi? Mam moją szpadę, to i wszystko co mi potrzeba...