Strona:PL De Montepin - Potworna matka.pdf/584

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Jestem tego pewną.
— Może zamek zmienili.
— Nie przypuszczam; panna Helena nie powiedziała matce, że mnie go powierzyła, tylko że go zgubiła, a w takim razie pewnie drugi klucz dorobili.
— A więc idź do Heleny...
— A jak ją nie samą zastanę, a przy tym, czy mogę opuścić pana Lucyana?
— Joasiu kochana, nie można dłużej zwlekać, a jak jej znów przyjdzie myśl samobójstwa do głowy? Skoro dowie się, że Lucyan żyje, prędzej zgodzi się na swój los okrutny, a przytem doktór znalazł Lucyana trochę lepiej.
Joasia zamyśliła się, a potem zaczęła mówić:
— Zdaje mi się, że mam sposób... Znam kogoś, komu mogę powierzyć tajemnicę Heleny, który pójdzie do niej i sprowadzi ją do pana Lucyana... trzeba tylko, ażebym dziś do niego napisała.
— Czy mogę wiedzieć, kto to jest? — zapytała Marta.
— O! wybacz mi pani, że ci tego nie wyjawię, lecz bądź pewna, nie dla braku zaufania... a tylko dla dobra panny Heleny i pana Lucyana tak muszę działać...
— Nie pytam cię o nic, droga Joasiu, ufam ci najzupełniej...
— O! dziękuję pani!
Po chwili Joanna mówiła:
— Wszak można wieczorem wyjść przez rozwalony mur parku?
— Nie wiem... Lecz czemu pytasz?
Joanna nie zdążyła odpowiedzieć, w oknie bowiem stanęła służąca, wołając:
— Panno Joanno! chodź prędzej... chory dostał maligny!..
Dziewczęta zerwały się i pobiegły; drzwi willi zamknęły się za nimi.