Strona:PL De Montepin - Potworna matka.pdf/551

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Powstał z fotela, powitał ją ukłonem, wskazał krzesło wprost biurka, mówiąc:
— Zechce pani usiąść i wytłumaczyć mi powód nieoczekiwanej wizyty.
Dobrotliwy uśmiech sędziego dodał Garbusce otuchy, potęgując właściwą jej bezczelność.
— Panie sędzio — rzekła, siadając — przychodzę ze skargą.
— Pani, ze skargą?
— Tak, i bardzo słuszną!
— Na kogo?
— Rzecz jest taka: Dwa dni temu zostałam zelżona, z błotem zmieszana, w kościele, podczas ślubu mej córki, wobec moich przyjaciół, zaproszonych i tłumu ciekawych! Napastnikiem był człowiek oskarżony o zbrodnię uwiedzenia małoletniej, który winien był osadzonym być w Mazas, a jednak znalazł się na wolności i usiłował okryć mnie hańbą! Człowiekiem tym jest Lucjan Gobert. Wszystko to zapewne nie było panu wiadome, a więc ja panu oznajmiam!
— Wiedziałem o wszystkim. Nawet o tym, jak zięć pani, posłuszny jej wezwaniu, obszedł się z Lucjanem Gobert.
— On był w swoim prawie! Uchybiono jego teściowej! Zamącono ślub skandaliczną sceną!
— Nie powinno się wymierzać samemu sobie sprawiedliwości!
— Dobrze to mówić, lecz w uniesieniu gniewu.
— Siostrzeniec pani może to przytoczyć na swoją obronę.
— Wielka różnica! Gniew mego zięcia był prawny, a gniew Goberta był napadem wścieklizny dzikiego zwierza!
— Przyznaj?, że to była chwila zapomnienia, lecz zbadajmy nieco urazy i towarzyszące temu okoliczności. Czy