Strona:PL De Montepin - Potworna matka.pdf/538

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Prosper wziął kapelusz, poszukał laski, którą dostał w prezencie od teściowej, i z miną zwycięzcy, i pełną tryumfu, jak przystoi na nowożeńca, upojonego miodowym miesiącem, wyszedł na ulicę.
— Zamknij papugę! — krzyknęła Julia do córki. — Wstrętne bydlę, nie gada, odkąd tu jest, jeżeli dłużej tak będzie, nakarmię ją pietruszką! Zamknij okno!
Helena z pośpiechem spełniła rozkaz.
— A teraz — dodała czarownica — ruszajmy!
Agent Challet, który jak wiemy, siedział na czatach przeszło od godziny, widział z kawiarni wszysko, co się działo, i odrazu poznał wczorajszą pannę młodą i jej matkę.
Prosper powrócił z powozem i wszyscy troje wsiedli do niego.
— Na kolej Vincennes... — krzyknął do woźnicy.
— Dziś będą tam poprawiny wesela... — mówił do siebie Challet. — Jeżeli wystarczy mi czasu, zjem obiad w Joinville-la-Pont. Może tam będzie coś do zobaczenia.
Pozostawała mu jeszcze godzina najmniej do zamknięcia sklepu Troubleta. Postanowił za tym spożytkować ten czas na pogawędkę z właścicielką kawiarni, kobieciną opiekłą, królującą za swoim kontuarem.
— Mieliście państwo świetne wesele w swojej dzielnicy — odezwał się dla zagajenia rozmowy.
— O, można to przyznać! — odparła gadatliwa kobiecina, uchodząca w swojej dzielnicy za wyprawny język. — Wesele z szykiem, powozy jak dla panny jakiego bankiera, msza z muzyką, w Saint-Merri, śniadanie i obiad w Joinville, szampan od początku do końca, musiało to nie mało kosztować! Opowiadał mi dziś rano kolega pana młodego. Dziś na nowo balować będą! A, co prawda, wesele było świetne. Lecz ja wolę to, jakie ja miałam. Mniej tam było zachodu, ale nikt nikogo nie zwymyślał!
Challet udał wielkie zdziwienie.