Strona:PL De Montepin - Potworna matka.pdf/537

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Nędznik, na widok cackającej go teściowej, uśmiechnął się pod wąsem:
— Garbata wróżka ma rozum! — myślał. — Przy niej będę miał święte życie, pieścić mnie i trzymać w wacie gotowa. To mi się podoba! Będę jej płacił nadskakiwaniem, grzecznością, ile tylko zapragnie... lecz nadto, nic. A! jeszcze czego!
O dziesiątej wszyscy troje gotowi byli do odjazdu. Prosper zszedł do pokoju jadalnego. Zastał tam Helenę, stojącą w oknie otwartym, głaszczącą papugę, smutną i milczącą odkąd przeniesiono ją do domu Julii Tordier.
— Moja żoneczko — przemówił były komiwojażer, z elegancją pokręcając wąsa — wczoraj, po powrocie byłem zapruszony i znalazłem się nieco nieprawidłowo. Nie trzeba mieć do mnie urazy. Wiadomo, że nasze połączenie jest małżeńswem z konwenansu. Z przyczyn nieuniknionych musiało być zawartym, co nie przeszkadza ani mnie ani tobie zachować wszelką swobodę i żyć po przyjacielsku.
Jestem człowiekiem łatwym w pożyciu! Wszak niczego nie żądam dla własnego zadowolenia? Mniej niż niczego... dobrego stołu, dobrej piwnicy i do kieszeni pieniędzy! Co do reszty, weź to sobie do głowy, pani Rivet, drwię ze wszyskiego najzupełniej! Byle tylko świat myślał, że jesteśmy w zgodzie, niczego więcej nie pragnę.
Helena z twarzą, pałającą wstydem, patrzyła na męża z nieukrywaną wzgardą.
— I dlaczego to — mówiła sobie w duchu — dlaczego matka skuła moje życie z życiem tej obrzydłej istoty?
Na to weszła Garbuska.
— Aha! — zawołała — jak widzę, nastąpiła zgoda...
— Najdoskonalsza! — odparł Proper. — Chodziło tylko o porozumienie... i porozumieliśmy się.
— Za tym, zięciu kochany, wszysko dobrze idzie. Zechciej łaskawie sprowadzić nam powóz. Czas w drogę.