Strona:PL De Montepin - Potworna matka.pdf/522

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Kto może zbadać przyszłość, pani hrabino? — szepnęła Joanna. — Bądź co bądź, wdzięczna jestem za dobroć pani dla mnie.
Następnie, zwracając się do doktora:
— Słusznie pan daje mi pomoc... Potrzebuję wyjeżdżać do Paryża... W ciągu krótkich moich nieobecności, będzie mnie ktoś zastępywał przy panu Lucjanie... Nie tylko jemu samemu, lecz i jej coś winnam... biednej pannie Helenie, stokroć nieszczęśliwszej i godniejszej pożałowania, niż on...
— Co tylko uczynisz, będzie dobrym, Joanno... — odparła pani de Roncerny. — Lękam się, aby ona nie postradała odwagi do życia...
— Ręczę, że nie zbraknie jej siły i męstwa!
W tej chwili chory począł się niepokoić.
Doktór, kładąc palec na ustach, nakazał obecnym milczenie, następnie pochylił się nad Lucjanem. Ten poruszył się pary razy jeszcze, nareszcie uspokoił się i oddech jego stał się miarowym.
— Śpi — rzekł doktór po cichu. — Zaledwie śmiałem się tego spodziewać, zostawmy go w spokoju.
Wszyscy przeszli do pokoju przyległego.
W tak ważnym zbiegu okoliczności, pan de Roncerny uważał za stosowne objaśnić doktorowi stosunek, łączący Lucjana z jego domem, i zapytał, jak mu wypada postąpić.
— Rzecz prosta... — odparł doktór. — Ja napiszę świadectwo choroby, które pan zechce kazać poświadczyć u mera w Petit-Bry i zalegalizuje u komisarza policji naszego kantonu. Dokument ten złożony na ręce sędziego śledczego z którym pan ma stosunki, zwolni pana od zajmowania się czymkolwiek bądź, aż do nowego rozporządzenia.
— Kiedy mogłoby być gotowe to świadectwo?
— To, co odemnie zależy, natychmiast.