Strona:PL De Montepin - Potworna matka.pdf/506

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Pani Roncerny, Marta i Joanna, przerażone wyrazem twarzy Lucjana, przysunęły się do niego.

XX.

Każdy stał oniemiały, przeczuwając jakiś dramat niezwykły. Kościelny z halabardą, poprzedzający młodą parę, idącą do zakrystji, usiłował powstrzymać Lucjana, biorąc go za wariata.
Młodzieniec silnym pchnięciem usunął go na bok.
— On!... On tu!... — wybełkotała nawpół przytomna Garbuska.
— Tak, to ja! — odparł Lucjan głosem świszczącym. — A, nie spodziawałaś się mnie! Sądziłaś, że jestem w więzieniu, dokąd oszczerstwem swoim mnie wtrąciłaś. Omyliłaś się, ciotko! Otóż widzisz mnie wolnym na to, bym ci mógł wobec wszystkich wypowiedzieć to, na co nikt by się nie odważył!... Jesteś podłą, najnikczemniejszą istotą pod słońcem... Wciągnęłaś mnie w zasadzkę, zawlokłaś, jak złodzieja, do więzienia... Zabiłaś mi matkę!...
— To fałsz! to fałsz! — skrzeczała Julia Tordier.
— Powtarzam, że matkę moją zabiłaś!... Sama wiesz o tym!...
Helena wyprostowała się, jak zgalwanizowana, oczy kołem jej stanęły, dreszcz śmiertelny przeszył ją od stóp do głowy.
— Umarła! Moja ciotka umarła! — krzyknęła, jak obłąkana.
— Tak, pani Prosperowo Rivet! — odrzucił Lucjan, jak obelgą, biczując ją tym nazwiskiem. Przysięgam ci, że twoja matka okrucieństwem swoim zabiła moją matkę, przeklinam ją i pomsty bożej wzywam na jej głowę!
Ogłuszona tą klątwą, Garbuska rzuciła się do ucieczki,