Strona:PL De Montepin - Potworna matka.pdf/505

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Niema za co, proszę pana.
Lucjan zapłacił dorożkę i udał się do Saint-Merri.
Powóz agenta posunął się także.
Lucjan wszedł do kościoła. Tłum ludu zalegał nawę, zaledwie przecisnął się do wielkiego ołtarza.
Ujrzał nareszcie Helenę w bieli, z bukietem u piersi, klęczącą obok Prospera.
Krew uderzyła mu do głowy. Przez chwilę pragnął rzucić się do klęczącej pary, wymówić Helenie zdradę, uchwycić za kołnierz komiwojażera; wyciągnąć z kościoła i spoliczkować.
Naraz spostrzegł hrabinę Roncerny, Marię i Joannę w żałobie.
Wspomniał, że hrabiemu i narzeczonemu Marty zawdzięcza uwolnienie swoje, a także przysięgę, złożoną sędziemu, iż powstrzyma się od wszelkich gwałtów.
Stanął jak wryty i patrzał wzrokiem obłąkanym.
Agent Challet trzymał się o parę kroków za Lucjanem.
Nadeszła chwila ostatniego błogosławieństwa.
Ksiądz wymówił słowa, wiążące na wieki.
Obrzęd zaślubin skończył się.
Lucjan sądził, iż do końca będzie panował nad sobą... Omylił się jednak.
Gdy ujrzał, jak Prosper bierze Helenę i prowadzi do zakrystji, cały żal jego wybuchnął.
Zapomniał o przysiędze, rzucił się naprzeciw nowo zaślubionych i zastąpił im drogę z oczami, ciskającymi błyskawice.
Garbuska na ten widok niespodziewany wydała okrzyk przerażenia.
Prosper, nie grzeszący odwagą, cofnął się blady i drżący.
Helena, straciwszy oparcie, osunęła się na kolana.