Strona:PL De Montepin - Potworna matka.pdf/497

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

ki, pilno mi ją uściskać!...
— Nie... nie... nie idź tam, panie Gobert...
— Dlaczego? — zapytał Lucjan, blednąc. — Czy moja matka chora?... Pozwól mi przejść.
— Mój Boże! czy to podobieństwo!... Nie, nie puszczę pana... Matka pańska już tu nie mieszka...
— Gdzie ona jest? Może także aresztowana.
Benoit starał się zastąpić mu drogę.
— Powiedz mi prawdę! — wołał Lucjan głosem złamanym. — Co się stało?
— Niestety! matka pańska nie żyje!...
— Nie żyje!... Moja maka nie żyje. I to prawda!? — mówił z oczyma obłąkanymi.
— Umarła! umarła! — powtarzał — moja matka umarła!...
Grube łzy twarz mu zalały. Naraz podniósł głowę i dzikim głosom wykrzyknął:
— Kto zabił moją matkę? — Kto taki!...
— Uspokój się, panie Lucjanie...
— Mów prędko!... Czekam!
— Aresztowanie pana zadało straszny cios pani Gobert... Lecz byłaby może to zniosła... gdyby...
— Co?
— Pani Tordier, właścicielka przyszła...
— Ośmieliła się?...
— Po odejściu pana długo siedziała u pani Gobert... Dowodziła, że matka pana winna jej komorne od dawna, groziła wyrzuceniem, jeśli jej naychmiast nie zapłaci... O, podła!
Nareszcie wyszła, wykrzykując, że przyśle komornika.
— Biedna matko! Nic ci nie oszczędzono, wycierpiałaś wszystkie tortury, wszystkie upokorzenia!...
— W godzinę potem przyszła jakaś panienka, trochę