Strona:PL De Montepin - Potworna matka.pdf/491

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Dzięki staraniom Joanny Bertinot, przełożona przychodziła do zdrowia.
W tym właśnie czasie, gdy Lucjan Gobert był w gabinecie sędziego, Joanna siedziała przy łóżku pani Gevignot, wspartej na poduszkach.
— Prawie zdrowa jestem, moje dziecię — mówiła przełożona — tobie to zawdzięczam więcej, niż doktorowi.
— Niech się pani nie męczy mówieniem, — rzekła Joanna.
— Jestem już bardzo silna, a to, co mam powiedzieć, nie zmęczy mnie bynajmniej... Pamiętasz, jak przyszłaś mi donieść, że nasza biedna Helenka jest w niebezpieczeństwie?
— Tak, pani, pamiętam.
— Otóż w parę godzin po twoim odejściu, jakiś nieznajomy, bardzo przyzwoicie wyglądający, przyszedł i chciał się z tobą widzieć...
— Ze mną, proszę pani?
— Tak. — Utrzymywał, że potrzebuje jak najprędzej z tobą się porozumieć... Lecz zaleciłaś mi tajemnicę... Wszystko o tobie wiedział, gdzie byłaś i co robiłaś, i że można tu do ciebie listy adresować... Słowem, tak nastawał, aby mu powiedzieć, gdzie się znajdujesz, aż mi się to podejrzane wydało.
— Czy powiedział swoje nazwisko?
— Tak. Nazywa się Józef Włosko, mieszka w Paryżu, przy ulicy Verrerie nr 37.
— Ten sam, o którym ojciec mój pisze — pomyślała dziewczyna, a głośno dodała: — Czy powiedział, dlaczego chce się ze mną widzieć?
— Powiedział, że chodzi o rzecz wielkiej wagi.
— Pewnie o ułaskawienie ojca mojego — pomyślała Joanna.
— Oczekiwałam cię niecierpliwie — ciągnęła pani Ge-