Strona:PL De Montepin - Potworna matka.pdf/490

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Sędzia zadzwonił, weszli żandarmi i odprowadzili Lucjana do więzienia.
Sędzia zwrócił się do agenta, który zdjął już niebieskie okulary.
— Przypatrzyłeś się dobrze, panie Challet, młodemu człowiekowi?
— Tak, panie, poznam go wszędzie.
— Co myślisz o nim?
— Myślę, że popełnił czyn przeciwny prawu, lecz muszą tam być okoliczności łagodzące, albowiem jest to na pewno chłopiec uczciwy, prawy i bardzo uczuciowy!...
— Jutro po ósmej z rana wypuszczą z Mazas tego młodzieńca; będziesz go pan miał na oku, krok w krok będziesz za nim chodził, dopóki nie będziesz pewny, że udał się do Petit-Bry, do willi hrabiego Roncerny.
— Dla pewności będę mu jutro towarzyszył wszędzie, ma się rozumieć, żeby się tego nie domyślił...
— Straszne cierpienia czekają jutro tego biedaka — ciągnął sędzia — boję się, ażeby nie zapomniał przysięgi... Uważaj pan na wszystko, co się stać może, a twoje spostrzeżenia rozciągnij i na tych, z którymi do czynienia mieć będzie. Zadanie, jakie panu powierzam, ważniejsze jest, niż się komu zdawać może.
— Zastosuję się w zupełności do rozkazów pańskich.
— Gdy zajdzie tego potrzeba, stań zawsze po stronie Lucjana, choć byś miał tu zdradzić swoje stanowisko, a głównie niech jutro wieczorem będzie w Petit-Bry.
— Będzie tam, panie sędzio.
Sędzia podał agentowi kilka luidorów na wydatki.
— Kiedy mam zdać raport? — zapytał tenże.
— Pojutrze.
Agent ukłonił się i wyszedł.
Powróćmy do Boissy-Saint-Leger.