Strona:PL De Montepin - Potworna matka.pdf/489

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

oskarżyli... nic, rozumiesz pan? Wolność ci jest dana pod tym warunkiem.
— Uczynię wszystko, czego pan żąda.
— Przysięgniesz pan?
— Przysięgam... Czy już wszystko, panie?
— Nie jeszcze... Nie będziesz się pan starał ani widzieć, ani mówić z panną Heleną Tordier.
Lucjan schwycił się za głowę.
— Niepodobieństwa żądasz pan ode mnie... Helena to moje życie, moje szczęście, moje wszystko! Bez niej świat dla mnie nie istnieje... Pozwól pan zobaczyć ją choć na minutę... na sekundę...
Sędzia zdawał się wahać. Młodzieniec mówił dalej z uniesieniem:
— O, pozwól pan!... Będę spokojny, będę silny, ażeby nawet najstraszniejsze ciosy mnie spotkały, przysięgam panu!...
Sędzia milczał; bał się pozwolić, a czuł, że zakaz jego nie będzie uszanowany.
Nareszcie przerwał milczenie:
— Jutro będziesz pan wolny — rzekł. — Są jeszcze niektóre formalności...
— Będę cierpliwy... choć to długo czekać do jutra. A jednak dziękuję panu, z głębi serca dziękuję...
Sędzia wziął z biurka dwa bilety bankowe i podał Lucjanowi.
— Te pieniądze do mnie nie należą — rzekł młodzieniec.
— Pan Gaston de Beuil kazał je panu oddać.
Lucjan się żachnął.
— Sposobem pożyczki... — dodał sędzia. — oddasz mu później... wierzaj mi pan, żebyś go obraził...
— Przyjmuję zatem i dziękuję panu, żeś raczył być pośrednikiem pomiędzy mną i panem de Beuil.