Strona:PL De Montepin - Potworna matka.pdf/488

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Więc ci panowie nie uważają mnie za winnego, skoro ręczą za mnie honorem?...
— Winnym jesteś pan w oczach prawa, — odparł sędzia — to nie ulega kwestii, lecz można znaleźć okoliczności łagodzące... Otóż panowie ci żądają tymczasowej wolności dla pana, aż do dnia wprowadzenia sprawy pańskiej przed sąd, gdyż to musi nastąpić, ponieważ skarżąca nie odstąpi od skargi swojej...
— O! ta kobieta! ta kobieta!... — jęknął Lucjan.
— Spokoju, panie!... krwi zimnej!... niech ci żadna myśl zemsty do głowy nie przychodzi!... Powinieneś zwycięsko wyjść z tej walki! Daję panu zatem tę wolność czasowo...
— O panie! — zawołał Lucjan, składając ręce, i ze łzami w oczach.
— Tak, panie, lecz pod warunkiem, że nie będziesz się starał uciec z Paryża i na wezwanie staniesz przed sądem...
— Ja miałbym uciekać!... Nie, panie... ja chcę, aby sądy słyszały to, co powiem!... Panie, przysięgam wobec Boga, który nas słyszy, że nie opuszczę Paryża.
— Wierzę panu, lecz jeden jeszcze warunek... Aż do dnia stawienia się przed sądem, nie ruszysz się bez mego upoważnienia z willi Petit-Bry, gdzie hrabia Roncerny ofiaruje ci gościnność.
— Lecz moja matka nieszczęśliwa, która płacze za mną... przecie muszę iść do niej!... Nie wiem nawet, czy zdrowa... czyż mogę ją opuścić?
— Po koniecznych odwiedzinach w Paryżu — rzekł sędzia wzruszony — będziesz pan mieszkał w willi Petit-Bry.
— Będę posłuszny.
— Nic nie przedsięweźmiesz przeciw tym, co cię