Strona:PL De Montepin - Potworna matka.pdf/471

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Jacquot, usłyszawszy słodki głos Helenki, przechyliła łeb i zawołała:
— Helena!... Helena!... Lucjan!... Lucjan!...
— O, nie powtarzaj tego imienia — szepnęła Helenka, jak gdyby ptak mógł ją rozumieć, — gdybyś wiedziała, co ja cierpię...
Ptak jakby ją zrozumiał, bo ucichł.
Garbuska weszła, wołając:
— Kładź kapelusz i okrycie, wychodzimy.
— Dokąd chcesz mnie zaprowadzić, matko?
— Do notariusza.
— Do notariusza! po co?
— Dla podpisania umowy ślubnej; pan Rivet tam czeka...
— O, matko! więc koniecznie chcesz tego?
— Koniecznie.
— Ani łzy moje, ani cierpienia nie wzruszą twego serca?
— Zwariowałaś chyba! Czego ty się spodziewałaś?... Lucjan Gobert, zamknięty, oczekuje na karę zasłużoną... Pokrzyżowałam mu plany i wyrachowania, lecz pomimo to zgubił cię w oczach świata i gdyby nie małżeństwo z panem Rivet, który jest człowiekiem wielkiego serca i uważa twoją ucieczkę z domu, jako dzieciństwo, cóżby się z tobą stało?... On ci przywraca cześć straconą! A ty pytasz, czy trwam w zamiarze wydania cię za niego?
— Ja się zabiję!
— Tak to się mówi, a jednak...
— Matko! nie masz więc litości! nienawidzisz więc mnie tak bardzo?
— Czy to nienawiść, gdy chcę twego szczęścia?
— Jedyne możebne szczęście dla mnie obecnie, to wstąpić do klasztoru, tam bym spokój znalazła przynajmniej...