Strona:PL De Montepin - Potworna matka.pdf/447

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Joanna wsiadła do dorożki i kazała się zawieźć do pana Soly.
Nie zastała architekta w domu, a na zapytanie, kiedy powróci, urzędnik biurowy odpowiedział:
— Nie mogę pannie oznaczyć na pewno... udał się do Petit-Bry... do hrabiego Roncerny i prawdopodobnie wróci wieczorem...
Joanna podziękowała i pojechała do Petit-Bry, gdzie rzeczywiście zastała pana Soly.
Chciał on się przekonać, jak daleko Lucjan posunął roboty, i zadowolony był z tego, co zastał.
Marta tylko niespokojna była, dlaczego młody człowiek nie pokazywał się; przeczuwała coś złego i chciała się dowiedzieć koniecznie albo sama, albo przez Joannę.
W chwili, gdy mała ułomna przyjechała do willi, państwo Roncerny z Martą i panem Soly znajdowali się w parku, w miejscu, gdzie wznoszono pałacyk wieszczek.
— Czy jest tu pan Soly? — zapytała służącego.
— Jest z państwem i z panną Martą w parku.
— Proszę poprosić pannę Martę do mnie, i powiedzieć jej, że chodzi o honor, a może o życie osoby, dla której on ma przyjaźń i szacunek...
— Czy mogę pannie Marcie powiedzieć to przy rodzicach?
— Wszystko jedno... niech tylko panna Marta będzie łaskawa przyjść jak najprędzej...
Służący odszedł, a Joasia usiadła na ławeczce ogrodowej i czekała.
— Co się stało? — zapytała Marta, ujrzawszy służącego.
— Joasia, dawna pani pokojowa, przyjechała... Chce z panią się widzieć, ma coś bardzo ważnego zakomunikować.