Strona:PL De Montepin - Potworna matka.pdf/448

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Joanna tutaj!... — zawołała Marta — gdzie ona jest; biegnę natychmiast...
— Czeka na panią przy ganku.
Panna Roncerny przeprosiła towarzystwo i poszła za służącym.
— Przynosisz mi złe wiadomości — rzekła, biorąc ręce Joasi i patrząc na jej twarz zmienioną.
— Nieszczęście! Straszne nieszczęście, proszę pani!...
— Czy to z Helenką?
— Panna Helena jest bardzo nieszczęśliwa, lecz pana Lucjana trzeba ratować!
— Czy jest w niebezpieczeństwie?
— W więzieniu...
— On w więzieniu!... Niepodobieństwo.
— Tak on uwięziony, a matka jego nie żyje.
— Ależ to straszne, nie do uwierzenia...
Joanna w krótkości opowiedziała wszystko pannie de Roncerny.
— Więc ten potwór, ta matka bez serca, ta Julia Tordier powodowana ślepą nienawiścią zgubiła dwoje dzieci!... O biedna moja Helenka!
— On więcej godzien litości, on niewinny, zawleczony do więzienia, jak złodziej!...
Matkę jego rozpacz zabiła, a on jeszcze o tym nie wie... Myślałam, że pan Soly przyjdzie w pomoc swemu podwładnemu, który przecież nie stracił prawa do jego szacunku... a gdyby on nie chciał, miałam na myśli pana hrabiego de Roncerny...
— Mojego ojca!... — zawołała Marta — masz rację, Joasiu... Ojciec mój ma przyjaciół, wpływowych w sądownictwie... ja także znam kogoś, co ma stosunki rozległe... Chodź, Joasiu, musimy najpierw ocalić Lucjana, a potem spróbować ocalić Helenkę...