Strona:PL De Montepin - Macocha.djvu/67

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

zaraz zastawiają sidła... Weź więc pan swoje pieniądze. Zresztą, jeżeli pan potrzebujesz innych objaśnień, idź na trzecie piętro, pan Daumont jest właśnie w domu...
— Ależ przecie, kochana pani — zaczął Gaston.
— Dość już tego, mój panie — przerwała Rozalja Michaud — widzę, że powinnam zawiadomić panią Daumont o pańskiej wizycie.
— Nie czyń pani tego, błagam cię — zawołał młody człowiek — daję pani słowo honoru, że przyszedłem w jaknajczystszych zamiarach. Uczucie moje dla pięknej lokatorki pani, jest najszlachetniejsze... Zobaczywszy ją, pokochałem i...
— Tiu, tiu, tiu! — przerwała odźwierna — cóż mnie to obchodzi? to rzecz rodziców. Jeżeli chcesz się pan żenić, idź i oświadcz się o jej rękę. Żegnam pana!
I powiedziawszy to, usunęła go lekko ku drzwiom loży.
Gaston pojął, że dalsze naleganie byłoby bezskuteczne. Odźwierna była widocznie niezachwianą i niemożliwą do zdobycia. Pozostało wycofać się, co też uczynił.
— Głupia! — mówił półgłosem, idąc ulicą — obraziła się, jakbym żądał od niej czegoś, ubliżającego jej godności!... A jednak muszę dowiedzieć się, czy mogę kochać to śliczne dziewczę i mieć nadzieję, że zostanie moją żoną... Muszę poznać tę rodzinę... nie mogę jednak, nie wiedząc co są za jedni, iść do nich i wprost powiedzieć: kocham waszą córkę, czy