Strona:PL De Montepin - Macocha.djvu/68

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

chcecie mi ją oddać? Jakże przyjęliby podobne oświadczenie nieznanego im człowieka i do tego tak niespodzianie? Czyż nie mieliby racji przypuszczać, że jestem pomieszany? Przypuściwszy nawet, że postąpienie moje wzięliby na serjo, to przecież, za nim by dali odpowiedź, pragnęliby poznać moją pozycję i moje widoki na przyszłość.
„Tymczasem moja sytaucja obecna wcale nie jest świetne. Pieniądze posiadam zalodwie od czterech godzin, wprawdzie mam talent i jak mówi mój przyjaciel Paweł Gaussin, czeka mnie przyszłość świetna... Zresztą, czyż ci Daumontowie są bogaci i czy mają prawo być wymagającymi? Jakim sposobem dowiedzieć się o tem wszystkiem, skoro ta głupia odźwierna odmówiła objaśnień?“
Zamyślony, ze zwieszoną głową, szedł przed siebie machinalnie. Nagle zatrzymał się, jakaś myśl przyszła mu do głowy.
— Wiem co zrobię! — rzekł do siebie, uderzając się ręką w czoło. Przyspieszył kroku, skierował się na ulicę Saint Lazare i wszedł do domu oznaczone go nr. 9.
— Czy tutaj mieszka pan Bouley? — zapytał odźwieturego.
— Tutaj.
— Na którem piętrze?
— Na drugiem, drzwi wprost.
Młody człowiek wszedł na schody, dostał się na drugie piętro i zatrzymał się przed drzwiami, na