Przejdź do zawartości

Strona:PL De Montepin - Macocha.djvu/474

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

czyć serce hrabiny — odpowiedziała młoda dziewczyna.
— Twój ojciec nauczy cię nas nienawidzieć — rzekła Eugenja.
— A ja nauczę go przebaczyć... Bądź zdrowa moja matko! Idę pracować nad waszem ocaleniem.
I Róża, wstrzymując całą siłą łkania, jakie wyrywały się z jej piersi, wyszła z pokoju.

VI.

Z pałacyku przy ulicy Linne, hrabina Kouaravieff pewna już swojego zwycięstwa, udała się do siebie i kazała przywołać Jarry’ego.
— Jak się ma warjat? — zapytała tonem oschłym, jaki zawsze przybierała mówiąc do niego, od czasu nieudanego podstawie nią Pauliny.
Ddsyć dobrze.
— Spokojny?
— Od ostatniego ataku najzupełniej.
Czz od tego, który wywołała twoja głupota? Zapewne tak... Ale wróćmy do Gastona Dauberive. Cóż mówi on teraz?
— Nic.
— Jakto nic? Ani słowa?
— Nic oprócz wyrazów oderwanych, które przerywa, zaledwie je zacznie. Marzy ciągle o swojej córce.
— Tem lepiej. Zadowoloną jestem z tego