bardzo. Posłuży mi to wybornie, gdyż właśnie odnalazłam jego dziecię, tym razem prawdziwe.
— Ach, pani hrabino, dokazałaś pani sztuki nielada!
— Podziwienie na potem, teraz uprzedź rzeźbiarza, że chcę z nim mówić.
Jarry otworzył drzwi. Gaston siedział przy oknie i czytał. Zdawał się być zupełnie spokojnym, a spojrzenie jego mniej błędne niż zwykle.
— Pani hrabina pragnie mnie widzieć — zaczął nieszczęśliwy — niech przyjdzie, wizyta jej będzie mi bardzo przyiemną.
— Dziękuję panu serdecznie, mój artysto, za te uprzejme wyrazy — odpowiedziała pani Kouravieff wchodząc i siadając obok Gastona, którego jednocześnie wzięła za rękę.
— Powinszować ci — mówiła dalej. — Zdaje się, że pan już zaczynasz wchodzić w perjod, który poprzedza kompletne wyzdrowienie. Rzeczywiście pan de Lorbac jest sławnym doktorem, a dobre wieści, które przynoszę, posuną jeszcze sprawę, tak dobrze przez niego zaczętą.
— Gaston zwrócił na hrabinę oczy, w których się rozżarzył odblask niecierpliwości i oczekiwania.
— Szczęśliwe nowiny? — powtórzył.
— Tak jest.
— Jakie?
— Gotową jestem ich panu udzielić, pod warunkiem jednak, że będziesz panował nad sobą, i że
Strona:PL De Montepin - Macocha.djvu/475
Wygląd
Ta strona została skorygowana.