Strona:PL De Montepin - Macocha.djvu/470

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

następnie zaś, wahając się i dobierając wyrazów, zaczęła:
— Przedwczoraj znajdowałaś się w salonie około nas w chwili, gdy pani Kouravieff opowiadała straszną historję o człowieku doprowadzonych do szaleństwa przez matkę tej, którą kochał.
— Rzeczywiście, ale opowiadaniu temu nie dawałam wiary. Czyż bowiem podobne rzeczy są możliwe? Czyż znajdują się takie potwory, jak ta macocha, zdolna do torturowania w ten sposób swojej córki, nie bacząc, iż przez to może ją zabić?...
— A jednak, gdyby tak było? I gdyby ta zła matka, drżąca z obawy i rozpaczy przyszła do ciebie ze słowami: Od ciebie samej zależy zapomnienie przeszłości i wyjednanie przebaczenia, ty jedna możesz ocalić mnie i moją córkę od nieszczęścia i hańby, które nam grożą, czy miałabyś odwagę ją odepchnąć?
Róża słuchała z natężoną uwagą, drżąca i z sercem ściśniętem. Nagle wydała krzyk, bólu pełen.
— Ach rozumiem wszystko — zawołała. — Pani Kouravieff powiedziała prawdę. Obłąkany, znajdujący się u niej, Gaston Dauberive, jest moim ojcem.
Eugenja nie mogąc znaleść odpowidzi; opuściła głowę. Róża z kolei zwróciła się do Teresy, której pierś wznosiły konwulsyjne łkania.