Strona:PL De Montepin - Macocha.djvu/425

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Dla tego, żebyś nie była, zbyt ciekawą, siostrzyczko.
I Reginka uściskała serdecznie Różę, życząc jej dobrej nocy.
Rene odprowadziwszy ukochaną do bramy pałacyku, powrócił do siebie, by nazajutrz uregulować sprawę honorową. Że jednak myślała o tem i fałszywa hrabina, rzecz cała skończyła się na przeproszeniu listownem, wystosowanem przez Anatola.
W kilka tygodni potem Rene ujrzał wieczorem wchodzącego do jego gabinetu ojca.
Ten postawiwszy świeżę, w ręku trzymaną, odezwał się mniej więcej w te słowa.
— Wróciłem z konsyljum później, aniżeli spodziewałem się, a zobaczywszy światło w twoim pokoju myślałem czyś może nie zasnął, nie zagasiwszy lampy, co mogłoby być niebezpiecznem.
— Nie ojcze, pracowałem.
— I nie chce ci się spać?
— Wcale.
Pan de Lorbac wziął krzesło i usiadł wygodnie, jak każdy, który się zabiera do dłuższej rozmowy.
— Zresztą, cieszę się — zaczął — że cię znajduję. Miałem bowiem do pomówienia z tobą, a dotąd jakoś nie mogłem znaleść sposobności. Wystaw sobie, że temi dniami miałem sen szczególny.
— Jakto ojcze, i ty wierzysz w sny?
— Zaczynam przynajmniej.