Strona:PL De Montepin - Macocha.djvu/414

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Oh nie, nie, pan nie będziesz bił z tym nędznikiem — zaczęła przybrana córka Joanny Madoux.
— Nie obawiaj się, droga Różo, sprawa moja zbyt jest czystą, żeby Bóg nie był z nami...
— Czyż teraz nie pójdę odwiedzić Weroniki? — spytało uspokojone nieco dziewczę.
— Bezwątpienia nie...
— Dlaczegóż, kiedy jestem tak blisko?
— Dla tego, żebyś pani musiała wytłómaczyć starej służącej powód twojej obecności w Rosiers. Przecież jesteś pewną, że Weronika nie jest chorą, gdyż depesza była kłamstwm, możesz więc ze mną powrócić do Paryża...
— I szeptem dokończył Rene.
— Mam ci tyle do powiedzenia.
Vice-hrabia de Tourbey zawołał na swego woźnicę, umieścił Różę w karecie, i zatrzasnął drzwiczki! Powóz potoczył się w kierunku stacji. Przez kilka minut Rene i młoda dziewczyna nie zamienili z sobą ani jednego słowa. Oboje byli pod wpływem jednej myśli, panującej nad wszystkiemu innemi — myśli wspólne im obojgu. Dopiero gdy pociąg kolejowy ruszył z miejsca, a w przedziale przez nich zajętym nie było nikogo więcej, pierś młodej dziewczyny, wezbrała dawno wstrzymywanem łkaniem.
Rene nie mógł dłużej pozostać niemym świadkiem jego widoku. Posłuszny nieprzezwyciężonemu pragnieniu, upadł przed Różą na kolana, a odejmu-