Strona:PL De Montepin - Macocha.djvu/413

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Ależ nie pleć głupstw. Jesteśmy rywalami, i wiedziałem dobrze o tem, słowo honoru. Teraz widzę, że ciebie przekładają nademnie i cofam się. Podziękuj mi za to...
Nowy napad gniewu ogarnął Renego, który podniósł na Anatola rękę.
— Nie bij — zawołał tenże, w tył się cofając.
Róża, rzuciła się pomiędzy dwóch młodych ludzi.
— Rene, panie Rene — wołała — uspokój się pan, błagam cię o to.
— Pozwól mi zemścić się nad tym nędznikiem, który cię znieważył... który jednocześnie także znieważył dom mojego ojca... Masz pani jednak słuszność. Niech teraz zejdzie z oczu moich. Zobaczymy się później.
Anatol nie dał sobie tego powtarzać dwa razy.
— A teraz panno Różo — zaczął Rene — podziękuj pani vice-hrabiemu de Tourbey, który opowiadając mi o zamiarach tego niegodziwca, pozwolił mi się ocalić.
— Oh! to byłoby za wiele — przerwał młody człowiek. — Ja to raczej winienem się wstydzić, żem takiego nicponia liczył do rzędu moich przyjaciół, i będę uważał za zaszczyt, jeżeli pan Rene raczy mnie przyjąć za świadka...
— Naturalnie, że przyjmuję z wdzięcznością.