Strona:PL De Montepin - Macocha.djvu/360

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

nie mógł zrozumieć o co idzie. Surdat powtórzył bytanie.
Młody człowiek uczynił straszną wysiłek, ażeby sobie przypomnieć, lecz wisiłek ten nie dał żadnego rezultatu.
Doktór zapytał znowu.
— Coś pan robił?
Odbłysk przytomności przemknął po twarzy Gastono, odpowiedział prawie bez wahania, głosem mniej drżącym.
— Posągi!
— Gdzieś mieszkał?
Chory zaczął sobie przypominać...
— Gdzieś mieszkał? No dalej! — wołał tonem rozkazującym Surdat.
— W wiosce... na wsi...
— Nazwa tej wsi!
— Nie wiem... doprawdy...
— Czyż żonaty?
Nagle wzruszenie odmalowało się na twarzy Gastona, zapowiadając nowy atak szaleństwa.
Surdat zmuszony był przerwać zapytania, i kazał włożyć kaftan bezpieczeństwa na biedaka, który się z całych sił swoich wyrywał stróżom.
— Doktorze — zapytał jeden z jego pomocników — co myślisz o pacjencie?
— Widzę tu godną uwagi utratę częściową pamięci, odnoszącą się do nazwisk, podczas gdy pamięć rzeczy pozostała.
— Czy pamięć ta powróci mu kiedy?