Strona:PL De Montepin - Macocha.djvu/361

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Zdaje mi się to nieprawdopodobnem.
— A długo subjekt żyć może?
— Pięćdziesiąt lat, a może i więcej, jeżeli nie dołączy się jaka inna choroba, której teraz przewidzieć trudno.
— A rozum mógłby odzyskać?...
— Wątpię, tembardziej, iż nikt tu nie zamierza się starać, by mu go powrócić...
— Ależ w każdym razie powrót ten jest możliwym?
— Byłby niebezpiecznym, więc go... nie będzie!
Biedny Gaston!
„Zostawmy go, a sami przejdźmy do Teresy, tej drugiej prawdziwej męczenniczki. Choroba jej dzięki staraniom doktora Loiset, przybrała przebieg normalny. Przez dni piętnaście Teresa nie będąc już w niebezpieczeństwie, wyglądała raczej na umarłą niż żywą, nie słyszała nic, nie widziała i nie rozumiała tego wszystkiego, co koło niej się działo. Młodość jednak wreszcie wzięła górę nad cierpieniem, pamięć odzyskiwała swoją dawną władzę, chora świadoma już swojego stanu, zaczynała sobie przypominać.
Macocha nie przestawała otaczać jej najczulszą opieką, przepędzając koło jej łoża wszystkie noce, i nie czując się, a przynajmniej nie mówiąc, że jest zmęczoną. Eugenja pragnęła gorąco ocalić córkę, która następnie dostarczyłaby jej środków do życia wygodnego i pełnego zbytków. Chciała ją widzieć wyleczoną i ładniejszą jeszcze niż przedtem, ażeby roz-