Strona:PL De Montepin - Macocha.djvu/280

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

podróżnej torby ręcznej kilka książek, parę sztuk bielizny i opuścił pracownię. Zeszedłszy na dół, rzekł do odźwiernej?
— Jadę na obiad do mego kolegi w Fontainebleau i powrócę dopiero jutro.
Wyszedł i udał się na dworzec kolei północnej.
Po drodze porobił niektóre sprawunki i przybył na kolej przed samem odejściem pociągu.
W mieszkaniu Daumontów Joachim Touret prowadził dalej poszukiwania.
— Czy badała pani odźwiernę? — zapytał Eugenję.
— Badałam.
— I cóż powiedziała?
— Że dzisiejszej nocy około godziny trzeciej ktoś pukał w okienko loży i żądał otworzenie drzwi.
— A nie zauważyła żadnej osoby obcej, wchodzącej do domu podczas nieobecności pani?
— Gdyby była zauważyła, z pewnością by mi powiedziała. To uczciwa kobieta.
— Więc nie mam żadnej wskazówki, trzeba szukać na oślep, bez punktu wyjścia. Będzie trudno! Jednak nie tracę nadziei... będę szukał nieznajomego i znajdę go!
— Według pana, jakże to się stało? — zapytał Robert Daumont.
— Mojem zdaniem, godzina ucieczki naznaczona była wcześniej przez uwodziciela, który musiał oczekiwać blisko domu, w powozie. Niema wątpliwości, że jeśli nie jest on bogatym, to musiał nająć miesz-