Przejdź do zawartości

Strona:PL De Montepin - Macocha.djvu/270

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

chwili przybywa jeszcze wdzięczność... Wszakże, gdyby pan miał jakie wydatki...
— Więc mi je pan zwróci — i podawszy raz jeszcze rękę, pożegnał Daumonta.


∗             ∗

Eugenja wyszedłszy z pałacu przy plicy Saint-Florentin, gdzie dowiedziała się o śmierci barona Rittera, jak wiemy, udała się do domu. Przechodząc około loży odźwiernej, zapytała ją, czy podczas jej nieobecności nie stało się co nowego. Otrzymawszy odpowiedź przeczącą, przystąpiła odrazu do kwestji zmiany lokalu.
— Kochana pani Michaud — rzekła — mieliśmy zamiar, po wydaniu córki za mąż, opuścić to mieszkanie. Przyjęliśmy pewne zobowiązania i musimy ich dotrzymać. Rozumie więc pani...
— Rozumiem. Tracąc państwa, tracę dobrych lokatorów; tak dla właściciela domu jak i dla siebie. Lecz skoro trzeba... cóż robić?
— Wyprowadzimy się już za dni kilka, nie lubię bowiem wszelkiej tymczasowości. Zechcesz więc pani już od dnia dzisiejszego wywiesić kartę... Naturalnie, że zapłacę do terminu, więc aż do lipca. Jeżeli zaś uda się pani wynająć od kwietnia, w takim razie należność za kwartał zatrzyma pani dla siebie, jako gratyfikacje.
Można było być pewnym, że lokal będzie najęty do kwietnia, odźwierna też nie miała dość słów na wyrażenie swej wdzięczności i wywiesiła kartę.
— Cóż moje dziecko — rzekła Eugenja do Julji,