Strona:PL De Montepin - Macocha.djvu/269

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

jestem ojcem; i jako ojciec pojmuję ogrom boleści pańskiej. Bo i ja mam córkę, panie Daumont... i gdyby jaki uwodziciel ją porwał i odmówił zmyć plamę małżeństwem, albo jeśliby to był żonaty i nie mógł tego uczynić, jakiem Joachim Touret, zadusiłbym go własnemi rękami!... Wiem dobrze, że nie wolno wymierzać sobie sprawiedliwości... wiem, że potrzeba odwołać się do prawa, żądać kary od sądu... Ale sąd, to rozgłos doznanej hańby, to skandal, to odkrycie własnego wstydu przed całym światem! Trzeba uniknąć tego wszelkiemi środkami... i ja w tem panu pomogę. Rachuj pan na mnie... O wpół do czwartej będę u pana i poproszę panią Daumont o szczegóły, których pan nie wie. Teraz, żegnam pana wszelkie plany bowiem byłyby przedwczesne...
Robert Daumont wyjął z kieszeni bilet bankowy i rzekł:
— Jest to sprawa osobista... zechcesz więc pan to przyjąć.
— Jestem płatny przez rząd — odrzekł ajent żywo, wstrzymając jego rękę — a czy mam robotę, czy jej nie mam, pensję pobieram. Obecnie jestem wolny, a choćbym i nie był nim, podwoiłbym moją dzialałność, byle panu usłużyć i nie zaniedbać interesu urzędowego... Proszę pana, niech pan nie nalega... nie przyjmę nic... prócz szacunku pańskiego jeżeli może mi pan go ofiarować...
— Dziękuję — rzekł Daumont ściskając jego rękę — posiadałeś pan zawsze mój szacunek, od tej