Strona:PL De Montepin - Macocha.djvu/268

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— W Senlis...
— Jak się nazywa przełożona pensji?
— Pani Daubief..
Touret wyjął z kieszeni książeczkę i zapisał nazwisko.
— Czy w tym samym domu nie mieszkają jacy młodzi kawalerowie.
— Nie wiem.
— Jakto?
— Rzecz naturalną... jestem człowiekiem pracy i nie zajmuję się moimi sąsiadami. Wychodzę z domu rano i wracam dopiero na obiad. Po obiedzie idę na kawę zagram, parę partji bezika, wracam do do domu i idę spać. Każdy dzień tak mi schodzi, z wyjątkiem niedzieli, w którą, korzystając z wolnego czasu, idę na spacer. Ale moja żona będzie mogła dać panu objaśnienie.
— Dobrze, więc przyjdę.
— Cóż pan będziesz robił teraz?
— Nic. Cóż mogę robić? Potrzebuję jeszcze niektórych wskazówek... W tej chwili przeszkodzić nie jesteśmy już w stanie... nieszczęście stało się... Córka pańska została ofiarą a nie wspólniczką, albo raczej wspólniczką bezwiedną jakiegoś nikczemnika, bo człowieka, który porywa rodzicom siedmnastoletnie dziecko, inaczej nazwać nie można. Chodzi o to, czy człowiek ten, popełniwszy taką zbrodnię, może ją naprawić, czy jest w stanie wrócić jej honor. A wkrótce będziemy o tem wiedzieć, bo przysięgam, że go odszukam! Powiedziałeś mi pan przed chwilą, że