Strona:PL De Montepin - Macocha.djvu/197

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

włosy, figura tłomaczą wiele szaleństw i mogą z nich usprawiedliwić...
Boczne drzwi otworzyły się na rozcież i marszałek domu uroczyście wygłosił sakramentalne słowa;
— Podano do stołu...
Baron podał ramię pannie Daumont, za nimi podążyli goście i zajęli miejsca przy stole, bogato zastawionym w srebra i porcelanę.
— Uczta zaręczynowa... — szepnął do ucha Eugenji siedzący obok niej do Loigney.
Odpowiedziała mu uśmiechem tryumfującym.
Nie będziemy opowiadali o obiedzie. podczas którego nie wydarzyło się nic godnego uwagi i wspomnimy tylko, iż baron był tak zajęty obu paniami, a zwłaszcza młodszą, że nawet goście, którzy z wyjątkiem notarjusza i de Loigneya nie wiedzieli o niczem, zaczęli się domyślać celu zaproszenia. Obiad ciągnął się długo i dopiero o godzinie dziesiątej goście wstali od stołu i przeszli do salonu wielkiego, gdzie zebrane już były osoby, zaproszone na wieczór muzykalny.
Artyści zajmowali już zwykłe miejsca na estradzie dla nich przygotowanej. Baron odprowadził matkę i córkę do foteli zajmowanych przez nie przed obiadem, następnie przywitawszy się z nowoprzybyłymi gośćmi, podstąpił do Roberta Daumonta, rozmawiającego z de Loigneyem i odprowadził ich cokolwiek na stronę.
— Drogi panie Daumont, proszę cię o poświęcenie mi paru chwil.