Strona:PL De Montepin - Macocha.djvu/181

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

cze raz postąpisz w taki sposób, ja ukarzę cię jeszcze surowiej i przekonam cię, kto tu jest panem, ty czy ja! Radzę ci więc być posłuszną, bo inaczej, źle z tobą będzie. Pożałujesz tego, gdy będzie już za późno. Pamiętaj to sobie!
Na tę przemowę grubjańską, Teresa odpowiedziała łzami.
— Nie płakać, ale masz być posłuszną! — dodała od siebie pani Daumont. — Dziewczyna w twoim wieku nie może mieć swojej woli. Zresztą czegóż my pragniemy? Twojego szczęścia, i dając ci je mimo twej niechęci, dowodzimy tylko naszej miłości dla ciebie!...
Teresa zaledwie przełknęła kilka łyżek zupy zaraz po obiedzie odeszła do swojego pokoju.
Czyż potrzebujemy dodawać, jak okropną dla biednego dziecka była noc, która nastąpiła po tym wieczorze?
Równo z wrzaskiem dnia wstała z łóżka i podniosłszy roletę, otworzyła okno. Spostrzegła Gastona siedzącego już przy pracy, i by zwrócić na siebie jego uwagę, parę razy wionęła chustką.
Rzeźbiarz podniósł głowę i spostrzegłszy ją, podbiegł do okna i otworzył je. Przestraszony bladością jej twarzy, przyłożył ręce do ust i zapytał.
— Co się stało?
— Jestem zgubiona! — zawołała.
— Dlaczego?
— Zmuszają mnie iść w czwartek na obiad do barona Rittera, który wczoraj przysłał kwiaty i zapro-