Strona:PL De Montepin - Macocha.djvu/180

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

nąć do ołtarza jak ofiara, która przyjmuje lorz rezygnacją, pozostawała tylko ucieczka.
Przyszła jej myśl ukradkiem wymknąć się z domu, odszukać rzeźbiarza, rzucić mu się na szyję i rzec mu: — Oto jestem... twoją na zawsze... nie opuszczę cię już...
Ale, jak wiemy charakter jej był słaby, chwiejny lękliwy. I w tej chwili zwątpienie odniosło zwycięstwo nad postanowieniem i nie dozwoliło jej pójść za popędem serca.
— Potrzeba przynajmniej go uprzedzić — myślała. I ocierając łzy podeszła do okna.

VI.

Teresa spojrzała w okno Gastona i doznała zawodu...
W pracowni było ciemno, widocznie nie było go w mieszkaniu. Dziewczę ze smutkiem zapuściło firankę.
Weszła Julja z zawiadomieniem, iż podano już obiad.
Teresa otarła chustką zapłakane oczy i udała się do stołowego pokoju, gdzie przy stole zastała już rodziców. Zbliżyła się do ojca, by go przywitać, lecz ten otrącił ją surowo.
— Matka twoja mówiła mi o twojem zuchwalstwie — rzekł tonem ostrym — i że ukarała cię, jak na to zasłużyłaś. Otóż, oświadczam ci, że jeżeli jesz-