Strona:PL De Montepin - Macocha.djvu/158

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Nie wie ponieważ po mojej rozmowie z baronem nie widziałem się z nią, ale domyśla się. Kobiety są jasnowidzące, a gorące zajęcie się barona panną Teresą, nie uniknęło zapewne oka macierzyńskiego...
— Więc dobrze... — odrzekł Daumont. — Wyszedłszy z ministerjum wstąpię do mego krawca i zamówię garnitur czarny.
— Tak to rozumiem!... — zawołał de Loigney — tak należało powiedzieć od razu. Przyniosę dziś wieczorem Ritterowi wiadomość szczęśliwą.
Podali sobie ręce i rozstali się.
Daumont wracając do swego biura, mówił do siebie:
— Do licha! Przyznać trzeba, że moja żona jest sprytną. Co za dyplomacja! Co za zręczność! Przez jeden wieczór uchwycić tak bogatego bankiera... to arcydzieło. Jeżeli to małżeństwo dojdzie do skutku, a Loigney, który jest człowiekiem poważnym, mówi że to rzecz pewna, w takim razie bardzo prędko zostaniemy bogatymi.
Pan de Loigney zaś myślał:
— Ritter będzie ze mnie zadowolonym. Nigdy, by nie znalazł pośrednika tak sumiennego i zręcznego. Poprowadziłem sprawę prędko. Zdaje mi się, że za kilka dni będę mógł zażądać od niego pożyczki potrzebnych mi dwudziestu tysięcy franków. Powinien mi je dać z ochotą i nigdy się nie dopominać.
O godzinie siódmej de Loigney przybył do kawiarni angielskiej. Baron już go oczekiwał. Przepę-