Strona:PL De Montepin - Macocha.djvu/159

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

dził on ostatnie dwa dni w niecierpliwości gorączkowej, którą łatwiej zrozumieć niż opisać.
Idealnie piękna twarz i cała wytworna postać Teresy, na jedną chwilę nie schodziły z jego wyobraźni. Pragnienie posiadania jej wzrosło w nim jeszcze więcej...
Gdy de Loigney wszedł do gabinetu, baron podszedł śpiesznie ku niemu i przed podaniem jeszcze ręki, zapytał:
— Czy przynosisz mi pan wiadomość dobrą?
— Być może... — odrzekł szef biura, uśmiechając się.
— Mówiłeś z nim?
— Przyrzekłam to panu, nie mogłem więc nie dotrzymać słowa.
— A więc?
— Zdaje mi się, że będziesz pan jeść obiad z apetytem, bo serce pańskie zostanie zadowolone.
— Wytłómacz się pan jaśniej i prędzej... nie męcz mię...
— Uspokój się baronie! Interes poszedł jak najlepiej! Przynoszę ci zapewnienie, że Robert Daumont przyjmie dla siebie, swej żony i córki zaproszenie na obiady i wieczory muzykalne.
— Powiedział to panu?
— Stanowczo, ale by uzyskać od niego zgodę, musiałem złożyć egzamin wielkiego talentu pośredniczenia. Mój kolega bronił się wszystkiemi siłami, tłómacząc się przyzwyczajeniem do życia domowego i