Strona:PL De Montepin - Macocha.djvu/124

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

ło w całej Europie, był jednym z najbogatszych bankierów w Paryżu.
— Czy pani pozwoli na jeden walc? — zapytał.
— Bardzo chętnie.
Ritter ukłonił się.
— Dziękuje więc — dodał — i mam nadzieję, że i córka nie odmówi mi walca, dozwolonego przez panią.
I w tejże chwili ofiarował ramię Teresie.
Młoda dziewczynka nie wiedziała jak postąpić, jak się zachować.
Gaston o kilka kroków od niej stał nieruchomy, blady ze wzruszenia.
Eugenja widząc córkę wahającą się, rzekła głosem łagodnym, lecz zarazem stanowczym!
— Idź, moje dziecko, pozwalam.
Teresa spełniła rozkaz.
— Gdzie się znajdziemy? — zapytał bankier.
— Tutaj, wszak dobrze, pani — odrzekł de Loigny.
Pani Eugenja skinęła głową zezwalająco.
Bankier i Teresa oddalili się.
Gaston Dauberive poszedł za nimi.
Eugenja zostawszy samą, odezwała się do kolegi swego męża.
— Nazwisko pańskiego przyjaciela, pana Ritter, było mi znane.
— Kto go nie zna?
— On uchodzi za bardzo bogatego.