Strona:PL De Montepin - Macocha.djvu/122

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

zdawało się nam, iż jesteśmy biednemi rozbitkami na jakiejś wyspie bezludnej. Im bal świetniejszy, tem więcej godne są litości kobiety, nie mające znajomych...
Szef biura, de Loigney, był człowiekiem dobrze urodzonym i dobrze wychowanym, a więc i wytwornie grzecznym.
— Osamotnienie pani ustanie natychmiast, jeśli pani sobie tego życzy — odrzekł. — Raczy pani pozwolić mi poddać ramię swej córce i przedstawić moich przyjaciół, których spotkamy i którzy będą szczęśliwi z poznania pań.
— Przyjmuję z chęcią łaskawą propozycję pańską, a Teresa będzie dumną ze swego protektora.
I w tej chwili rozkazującem spojrzeniem zaleciła córce przyjąć ramię szefa biura.
Zmieszanie Teresy i jej zakłopotanie było widoczne...
Wzrok Gastona Dauberive nie schodził z niej, czuła go, nie patrząc nań. Niepodobieństwem było wahać się..
Podała rękę swemu kawalerowi, narzucającemu się tak nie w porę, i poszła z nim do salonu, w którym tańczono.
Idąc, szef biura zatrzymywał się przy spotkaniu znajomych i przedstawiał ich pani Daumont i jej córce.
Oczy wszystkich z zachwytem zwrócone były na Teresę.
Gaston Dauberive postępował na nimi o kilka kroków i tłumił gniew w sobie.