Strona:PL Daudet - Spowiedź królowej.djvu/111

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

pragnie, klijent jest przynajmniej pewny, że go nie oszukują, gdyż J. Tom Levis to — Anglik, a lojalność handlowa Anglików znają dobrze na obu półkulach.
Angielskość J. Toma Levisa, nad którą niemasz wyższej, zaczyna się od kwadratowych nosów jego trzewików kwakra, kończy zaś na długim surducie, zakrywającymi spodnie w zielone kraty, i — stożkowatym kapeluszu o wąskiem rondzie, z pod którego wynika twarz okrąglutka, czerwona i dobroduszna. Lojalność Albionu bije z tego oblicza o cerze karmionej befsztykami, z ust od ucha do ucha, z jasnego jedwabiu nierównych faworytów, które właściciel w chwilach zamyślenia przygryza zawsze z jednej strony; odgaduje się ją z ręki krótkiej, o palcach pokrytych piegami i pierścieniami. Pełne lojalności wydaje się też spojrzenie z pod szerokich szkieł okularów w cienkiej oprawie złotej, tak lojalne, że gdy J. Tomowi Levisowi wypadnie skłamać — najlepsi podlegają temu, — wóczas źrenice jego zaczynają pod wpływem szczególnego tiku nerwowego drgać szybko, niby maleńkie kółka.
Fizjognomję anglikańską J. Toma Levisa uzupełnia wybornie jego cab; pierwszy w tym rodzaju pojazd, oglądany w Paryżu, naturalna łupina tej oryginalnej istoty. Gdy zdarzy się jakaś sprawa bardziej skomplikowana, jakiś moment szczególnie kłopotliwy, jak to bywa w interesach, Tom mówi — „Biorę cab“, i jest pewny, że znajdzie wyjście z sytuacji. Kombinuje, waży, komentuje, podczas, gdy paryżanie widzą w pędzącem pudle, przezroczystem, niskiem i na kółkach, sylwetkę zamyślonego człowieka, gryzącego energicznie jeden z faworytów. W cabie obmyślił właśnie swoje najpiękniejsze posunięcia z ostatnich miesięcy cesarstwa. Ach, dobre były to czasy! Paryż roił się od cudzoziemców, od fortun egzotycznych, nieprze-