Strona:PL Daudet - Spowiedź królowej.djvu/112

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

lotnych, lecz osiadłych, żądnych dobrego jadła i za*bawy. Był bej turecki Hussein, i egipski basza Mehemet, dwa słynne fezy, i księżna Verkatsheff, garściami rzucająca skarby gór uralskich przez czternaście okien pierwszego piętra przy bulwarze Malesherbes, i Amerykanin Bergson, którego olbrzymie dochody ze źródeł naftowych ginęły schłonięte przez Paryż. I całe masy nababów, wszystkich kolorów, żółtych, brunatnych, czerwonych, olśniewających swym blaskiem teatry i miejsca schadzek. A górowała jedna tylko myśl: byle prędzej wydawać i używać, jak gdyby przewidywali, że należy do dna wyczerpać ten wielki rezerwoar przyjemności, zanim nastąpi straszliwy wybuch, co zerwie dachy i rozniesie go w strzępy.
A J. Tom Levis był w tych rozrywkach niezbędym pośrednikiem: nie zmieniono ani jednego ludwika, któregoby on uprzednio nie oberznął; a do klijenteli cudzoziemskiej połączyło się jeszcze kilku ówczesnych viveurów paryskich, amatorów rzadkiej zwierzyny, kłusowników w strzeżonych ostępach, którzy zwracali się do przyjaciela Toma, jako do agenta najbardziej sprytnego i zręcznego, bowiem poza jego barbarzyńską francuszczyzną i ciężką wymową tajemnice ich były — jak się zdawało — bardziej bezpieczne. Pieczęć J. T. L, spoczęła na wszystkich skandalicznych historjach z końca cesarstwu. W imieniu J. T. Levisa rezerwowano zawsze lożę numer dziewiąty w Operze Komicznej, gdzie baronowa Mils co wieczór słuchała przez godzinę swego tenora, unosząc, po kawatynie, jego chustkę, pełną blanszu peruzyjskiego. W imieniu J. T. Levisa został wynajęty pałacyk dla jednej i tej samej kobiety przez dwóch braci Sismondo, — jeden nie wiedział o drugim, — wspólników, — bankierów, nie mogących wyjść jednocze-