Strona:PL Daudet - Nowele z czasów oblężenia Paryża.pdf/36

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

A dzisiaj, cóż — widzimy go w sądzie kolmarskim, wymierzającym sprawiedliwość w imię Cesarskiej Mości z Berlina.
Dokoła niego nic się nie zmieniło; zawsze ten sam, suchy, monotonny trybunał, ta sam a sala z połyskującemi ławkami, gołe mury, szmer adwokatów, to samo pół-światło, padające z okien, przysłoniętych firankami z szarży, tuż zapylony wielki — krucyfiks z Chrystusem ze spuszczoną głową i wyciągniętemi ramionami.
Przechodząc pod pruskie panowanie, sąd kolmarski nie uległ zmianie: zawsze stoi tam w głębi posąg cesarza, ale pomimo to Dollinger czuje się jakby przeniesiony na inne miejsce. Napróżno zasuwa się ze wściekłością w głąb fotelu; nie powrócą już miłe drzemki dawniejsze, a kiedy czasem zdarzy mu się zasnąć podczas posiedzenia, to takie straszne sny go trapią... Zdaje mu się, że jest na wysokiej górze, coś jakby na Honeck, zwanem banią Alzacyi... Cóż on tam robi sam w swem sędziowskiem ubraniu, siedząc na fotelu, na takiej wysokości, gdzie już nic nie widać prócz drzew karłowatych i rojów muszek malutkich?... Sędzia nie wie tego. On czeka drżący od zimnego potu i dręczony jakąś dusznością.
Po drugiej stronie Renu wschodzi duże czerwone słońce, a w miarę tego, jak ono się podnosi coraz wyżej, tam nisko w dolinach Thonnu i Munstru, od jednego do drugiego końca Alzacyi rozlega się jakiś głuchy szmer; słychać turkot powozów, odgłos stąpania nóg i wszystko to wzmaga się, rośnie, przybliża, a biedny Dollinger czuje, jak mu się serce ściska. Za chwilę widzi, jak po krętej drodze, po pochyłości góry zbliża się ku niemu pogrzebowy orszak nieskończenie długi — to cały naród Alzacyi