Strona:PL Daudet - Mała parafia (2).pdf/450

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Teraz już wiem, za kogo modliłaś się dziś rano — rzekł urywanym i stłumionym głosem — kwiaty zapewne też były dla niego!
Podniosła ku niemu oczy pełne bólu:
— Ryszardzie!... Ryszardzie, dlaczego mnie i siebie krzywdzisz tak nieubłaganie!
Nie przestawała grać, nie chcąc zwracać na siebie niczyjej uwagi, lecz wielkie i gęste łzy, padały z jej oczu na klawisze i na białe, smukłe jej ręce. Po chwili urwała rozpoczętą partycyę i z nagłem postanowieniem w głosie rzekła do męża:
— Chodź, chcesz wiedzieć, więc powiem ci wszystko...
— Dzieci, gdzież wy uciekacie — wołała za odchodzącymi pani Fenigan. Lecz oni już byli w parku i nie słyszeli słów matki.

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

W następną niedzielę; gdy podług przyjętego zwyczaju, Mérivet, kawaler orderu św. Grzegorza, stanął przy drzwiach swego kościoła, dla przyjmowania gości, przybywających na mszę do Małej parafii, ujrzał ze zdziwieniem a zarazem z wielkiem uradowaniem, wchodzącego tu Ryszarda Fenigan, pod rękę ze swą żoną. Lidia ubrana była w suknię błękitną i wyglądała jak święta, czy nadziemskie zjawisko. Podczas gdy wchodzili do kościoła, gołębie gnieżdżące się w wieży,