Strona:PL Daniel Defoe - Przypadki Robinsona Kruzoe.djvu/076

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Wyekwipowanie okrętu poszło bardzo prędko. W dniu 1 września 1659 roku rozwinęliśmy żagle. Okoliczność ta zasępiła nieco moje szczęście; smutne jakieś przeczucia ogarnęły mię, gdyż w tym samym dniu i miesiącu przed pięciu laty opuściłem brzegi mojéj ojczyzny. Okręt nasz był o dwóch masztach, miał na pokładzie sześć dział i dwudziestu trzech ludzi. Ładunek składający się z drobnostek przeznaczonych do handlu z czarnemi, nie ciężył wiele, mogliśmy więc szybko żeglować.
Chcąc dostać się na linią wiatrów stale ku brzegom Afryki wiejących, należało dosięgnąć dwunastego stopnia szerokości północnéj, to jest powyżéj wyspy Trinidad, należącéj do małych Antyllów, i ztamtąd dopiéro skierować ku Gwinei. Puściliśmy się więc wzdłuż brzegów Ameryki południowéj. Oprócz silnych upałów, żegluga szła bardzo pomyślnie; lecz wyminąwszy przylądek Świętego Rocha, zostaliśmy niespodzianie zaskoczeni przez gwałtowny uragan wirujący, zwany przez tutejszych marynarzy Tornado. Wicher ten kręcąc statkiem jak orzechową łupiną, porwał go w stronę północno-wschodnią. Wszelkie usiłowania marynarzy, aby się utrzymać w naznaczonym kierunku, na nic się nie przydały. Musieliśmy się zdać na wolę Opatrzności. Wiatr co chwila się zmieniał; raz wył z północy, to znów z zachodu, to z południowego wschodu. Statek jak fryga latał w najrozmaitszych kierunkach. Dwunastego dnia dopiéro nieco się uciszyło. Kapitan dokonawszy stosownych obserwacyi, przekonał się, że statek znajduje się na morzu Karaibskiém, po za małemi Antyllami. Co najprzykrzejsza, że straciliśmy dwóch ludzi, bałwanami z pokładu zmiecionych i okręt skołatany w wielu miejscach przepuszczał wodę. Po krótkiéj